Powróciły wspomnienia i to boleśniej niż bym chciała.
Kiedy przeczytałam wpis Gosi-Anki Wrocławianki o chorobie Rufiego i walce Gosi o jego zdrowie jak żywy pojawił się przed moimi oczami mój kochany Stenek,najcudowniejszy pies pod słońcem...
Ogólnie o moich kochanych Rottweilerach pisałam TU,
Przeszły mnie ciarki kiedy Gosia opisała chorobę Rufiego, czytając dalej pomyślałam jak bardzo podobne objawy miał mój Stenek.
Mówi się, że wszystkie molosy wcześniej czy później zapadną na choroby związane z ich budową,
dysplazję stawów biodrowych,stawów łokciowych,mają też skłonności do różnych alergii i chorób nowotworowych.
Nigdy nie pomyślałabym że mój Stenek złapie dwie z nich....
Stenek był cudownym psem,wychowywany przeze mnie bezstresowo, nie wpadajcie w panikę.
Podstawy dobrego wychowania miał ,nie rzucał się na ludzi,pod warunkiem że omijali jego teren z daleka...:)))

Stenek zachorował nagle,miał 12 lat,zaczął ciągnąć nogę,lekko utykał,zaniepokojeni tym faktem wezwaliśmy weta, który opiekował się nim od małego.
Ten popatrzył i już na wstępie powiedział dysplazja stawu biodrowego.
Z każdym dniem zmieniał się ,stawał się coraz bardziej niedołężny,z wesołego cudownego kompana stał się staruszkiem,musieliśmy wynosić go na dwór za jego potrzebami.Lekarz zlecił wykonanie szeregu badań,w tym RTG stawów i kręgosłupa.

W tym czasie bardzo popularna była homeopatia,też ją stosowaliśmy i nic,mój cudny pies znikał w oczach.
Już nie podnosił się z posłania,robił pod siebie,żył dzięki środkom przeciwbólowym i kroplówką,a ja chwytałam się każdej iskierki nadziei,że może uda się wygrać ze śmiercią.

Nie dopuszczałam do siebie myśli, że może odejść,że może zabraknąć mojego kochanego przyjaciela ale...
Przyszedł czas na podjęcie ostatecznej decyzji,ten kto był w takiej sytuacji dokładnie wie jak ciężko ją podjąć.

Nie chciałam by odszedł od nas,ale też nie chciałam by tak dalej cierpiał.
Podjęłam decyzję z bólem serca,chociaż od tego dnia minęło 10 lat wszystko pamiętam,nie da się zapomnieć.
Przyjechał lekarz do domu bo nie wyobrażałam sobie, żeby odszedł w zimnej lecznicy...
Wet bał się, że go ugryzie,chciał zakładać kaganiec,ale ja nie zgodziłam się na to,przytuliłam się do niego i do ucha szeptałam że go kocham,a on w swoim zwyczaju odwarknął na koniec,tak jakby mówił żegnaj.Zasnął na moich rękach
.gif)
Trudno jest podejmować decyzje...
pierwsza fotka jest z tego źródła ,
pozostałe zdjęcia są moje prywatne :)